Pod słońcem Karlskrony

Skandynawia | 4 komentarzy

Na pytanie: kobieto, ile ty już razy byłaś w Karlskronie, chyba nie potrafiłabym odpowiedzieć ani bez zastanowienia, ani po namyśle… Po prostu nie wiem. Z pewnością wiele razy, ale jak się okazuje wcale mnie to nie znudziło i mało tego, wciąż znajduję tam miejsca, uliczki, które mnie zaskakują.

Korzystając z urlopu namówiłam trzy zaprzyjaźnione panie fotografki do wspólnego wypadu na jeden dzień do Karlskrony – bądź, co bądź miasta wpisanego na listę zabytków UNESCO.

Piątek. Dziewczyny uzbrojone w aparaty, pogoda jak marzenie i ja w roli samozwańczego przewodnika. Zwiedzanie rozpoczęłyśmy od Fisktorget, czyli Targu Rybnego. Piękna przystań jachtowa i rzeźba Rybaczki, z którą obowiązkowo trzeba sobie zrobić zdjęcie. To tutaj właśnie dawno, dawno temu rybaczki sprzedawały świeży towar mieszkańcom miasta. Obok placu stoi nowoczesny hotel Scandic Karlskrona i jest maleńka bezludna wyspa, na którą prowadzi drewniany mostek.

1

Z Targu kierujemy się do Bjorkholmen: najstarszej dzielnicy miasta z małymi kolorowymi domkami. Podobno tutaj mieszkali pierwsi stoczniowcy. Domostwa są zresztą zamieszkane do dnia dzisiejszego i pewnie szlag trafia ich mieszkańców, że systematycznie jacyś turyści zaglądają im przez okna i pstrykają zdjęcia. No cóż, taka jest właśnie cena sławy.

Skoro jesteśmy w Szwecji, pora zrobić sobie przerwę na kawę. Na skrzyżowaniu ulicy Ronnebygatan z Borgmastaregatan siadamy w Waynes Coffee. Ich letni ogródek to świetny punkt obserwacyjny. Popijając ice tea mango, latte i paskudnie mocną frappe dyskutujemy o ISO, czasie naświetlania, przesłonach i tym podobnych bzdurach, które ostatnimi czasy są naszym głównym tematem rozmów.

2

Po krótkim relaksie pora na jakąś duchową strawę. Idziemy na Stortorget (Wielki Rynek) z pomnikiem króla Karola XI. Obok stoją dwa kościoły: Kościół Fryderyka i Trójcy Świętej, nazywany także Kościołem Niemieckim. Wchodzimy do środka na sesję fotograficzną. Chwila wyciszenia, zapalamy przy wyjściu świeczkę za tych, którzy odeszli i ruszamy dalej.

Ambitnie prowadzę dziewczyny do największego drewnianego kościoła Admiralicji z roku 1685. No niestety zgubiłam się i tym sposobem trafiłyśmy do…dzwonnicy Admiralicji. Kilka zdjęć i ruszamy w stronę kościoła. A przy nim trafiamy na interesującą postać Matsa Rosenboma. Legenda głosi, że ten ubogi człowiek żebrząc o jedzenie w pewną zimową noc zamarzł pod kościołem. Na pamiątkę tego zdarzenia postawiono przed wejściem figurę Rosenboma, któremu można wrzucić pod kapelusz jakiś pieniążek. Zebrane datki są potem przekazywane na pomoc dla ubogich.

3

 

Zwiedzanie miasta kończymy wizytą w Marinmuseum (Muzeum Morskim). A właściwie przed Muzeum 😉 Akurat przy molo zacumowało kilka jednostek wojennych (tak przynajmniej wyglądały), a może szkoleniowych, nie wiem, ale można było wejść na pokład i popatrzeć sobie na nie z bliska.

Przed powrotem na prom postanowiłyśmy zjeść jakiś obiad. Stanęło na pizzy w Pizzeria Sorrento. Pan z obsługi okazał się emigrantem z Serbii, próbował z nami rozmawiać po polsku, ale co najważniejsze w tamtym momencie zaserwował nam pyszne jedzenie!

Ten uroczy dzień niestety dobiegał końca. Mam nadzieję, że moim towarzyszkom podróży się podobało, bo zapytały czy możemy to powtórzyć za rok.

Wróciłyśmy na prom. A tam przygotowałam dla dziewcząt jeszcze jedną małą niespodziankę. Ale o tym już cicho sza…

4


Zostaw odpowiedź dla Dariusz Anuluyj odpowiedź

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.