Roadfiles. Dziennik kierowcy – Sebastian Karwan

Skandynawia | Brak komentarzy

Hej!

Jakiś czas temu skontaktował się z nami Roadfiles, czyli Sebastian Karwat, który prowadzi bloga (klik!), że pływa z nami i chciałby opowiedzieć swoje historie. Historie kierowcy, którego praca to codziennie nowe wyzwania i wiele problemów, o których wielu z nas nie ma pojęcia. Poniżej jedna z opowieści Sebastiana. Chcecie więcej? Interesuje Was życie i praca kierowcy?

Zaczynamy dzień, dzwoni spedytor: – “Kieruj się na Wrocław, później doślę Ci więcej info”.
Nie ma co się rozpisywać, kilka godzin jazdy później, dostaję wiadomość gdzie ładujemy.

Zdjęcie: https://www.facebook.com/Roadfiles

Godzina wieczorna, prawie 500 km pokonane – wiadomo, że załadunek dopiero rano.
Zbliżam się do Wrocławia, a w takich godzinach, złapać sensowne miejsce na nocną pauzę, to jak trafienie 6-stki w lotto. Zjeżdżam na malutką stację bez parkingu, 4 km od miejsca docelowego i tankuję prawie 800 litrów. Psychologiczna zagrywka, może pozwolą mi zostać do rana, wzdłuż krawężnika.
Sympatyczny starszy Pan z obsługi stacji, tzw. “placowy”, dał mi jasno do zrozumienia, że za jedno zimne piwko, przymknie oko na mój nocny postój. Nie ma sprawy, nie zbiednieję, a tachograf nieubłaganie przypomina, że na dziś, już koniec. W okolicy znalazł się supermarket, więc mam nawet okazję uzupełnić lodówkę w aucie.
Rano zmiana załogi na stacji, ledwo się obudziłem i już mnie wyganiają, bo “przecież tu nie można parkować, nie widzi Pan zakazu?!” “Zaraz wzywamy policję!”. Dobra, luz, kupuję kawę i startuję dalej, bez śniadania się obejdzie.
Wjeżdżam pod firmę docelową, jestem pierwszy, tak jak planowałem. Załadunek zaczął się z marszu, co jak można się domyśleć, jest rzadkością w tej robocie.
Idzie sprawnie… bardzo sprawnie, no i coś musiało się wydarzyć, było zbyt pięknie.
Niestety ostatnia paleta mojego towaru, jest jeszcze w produkcji… czas oczekiwania – 3 godziny z hakiem. Okej, czekam – “czas pracy” leci, tachograf odlicza kolejne minuty, godziny itd.
Załadowane ! Jeszcze tylko dokumenty i już znowu w trasie. Kierunek – Szwecja !
Lecę w takim razie na prom – spedycja wysyła mnie na Świnoujście, niestety…
Chciałem przez Gdynię, z nadzieją, że zahaczę o dom

Dwa korki i 80 kilometrów dalej dzwoni spedytor: “- Zawracaj! Ze Świnoujścia nie wypłynęły jeszcze auta, które przyjechały wczoraj! Lecisz przez Gdynię.”

Zdjęcie: https://www.facebook.com/Roadfiles

Jasna sprawa, na to czekałem, ale… czy czasu starczy, już i tak zbyt dużo go zmarnowałem, a tachograf cały czas odlicza, do domu już na pewno nie zajadę.
Mam płynąć porannym promem – Stena Vision o 9:00, biuro biletów zamykają o 8:00.
Jadę i nie odpuszczam – 85 km/h, szybciej nie da rady, ogranicznik nie pozwala.
Jestem na A1, jazda idzie super, ale ok 50 km od bramek w Rusocinie, tachograf oznajmia, że na dziś już koniec. Zjeżdżam na parking, szybkie jedzenie, prysznic i do spania bo za 9h znowu ruszam.

Rano, patrzę na wyświetlacz – 8 godzin i 50 minut pauzy. Jestem już ogarnięty, kawa zrobiona, siedzę z rękami na kierownicy i czekam na magiczną 9-tke. Ruszam, do bramek sprawnie, obwodnica trójmiasta trochę gorzej, jak co rano tłoczno, ale do przodu.

Zdjęcie: https://www.facebook.com/Roadfiles

Zjeżdżam w Gdyni – estakada Kwiatkowskiego, zegar tyka, wpadam na parking w porcie – 7: 55, dokładnie 5 minut przed zamknięciem biura biletów. Stena Vision stoi i przyjmuje ostatnich już pasażerów, w końcu zaraz odpływa. Dumny z siebie, wracam z biletem do auta. Cały dzień gonitwy i dzisiejszy poranek – jakieś 12 godzin czystej jazdy i jestem tam gdzie chciałem, zdążyłem. Gdybym nie dał rady i Vision odpłynąłby beze mnie musiałbym czekać 12h w porcie na kolejny prom, a to oznaczałoby niedostarczenie ładunku na czas i karę finansową.
Po wjeździe na prom, wreszcie mam trochę czasu by odpocząć. Kajuta z łazienką, dwa posiłki w restauracji, wifi i strefa relaksu. To wszystko pozwala, choć trochę się zregenerować przed dalszą jazdą. Nie mogę jednak zbyt długo korzystać z promowych atrakcji, bo czeka mnie nocna jazda, przed którą muszę się, choć trochę przespać. Po dopłynięciu do Karlskrony, jeszcze 500 km do celu, ale jak to w Szwecji – kilometry mijają w ciszy i spokoju.

Kolejnego dnia rano, po 7-miu godzinach nocnej jazdy, towar już na miejscu, rozładowany szybko i sprawnie. Dokumenty podbite, spedycja poinformowana, a ja porządkuje naczepę i czekam na kolejną wiadomość – gdzie ładujemy i dokąd…